Warsztaty stylu. Autorska metoda, dzięki której w końcu odkryjesz swój styl - Maria Młyńska.

Lubię blogi.
Lubię je czytać, dyskutować o nich. Gdy spotkam blogera który zachwyci mnie swoją osobowością lub wiedzą zostaje wierną czytelniczką na długo. Targetem jestem idealnym, nie zastanawiam się czy ludzie je piszący naprawdę żyją tak jak to opisują. Czy znana blogerka modowa nie chodzi w powyciąganym dresie, a fit mamuśka propagująca rodzicielstwo bliskości przy okazji nie informuje całego bloku swoim krzykiem, że dzieciak znowu nabroił.
To dla mnie nieważne. Kupuję. Kupuję wszystko.
Tak też było z blogiem ubierajsieklasycznie.pl Jego autorka, Maria, jest naprawdę świetną postacią. Mnóstwo wiedzy, autentyczna pasja. Bloga przeczytałam od deski do deski, a wyjątkowo interesujące wpisy po kilka razy. Sama nie mam jakichś specjalnych problemów ze stylem, mój imidż bibliotekarki na wakacjach (w wersji analizy kolorystycznej: zgaszona jesień, jakby kto pytał) wystarcza mi do szczęścia w zupełności. Jednak gdy ktoś z tak autentycznym zaangażowaniem opowiada o kolorach, dobrze fasonów, inspiracjach sztuką w codziennym życiu, to nie potrafię się oprzeć i na każdą notkę czekam jak na mały prezent. 
Gdy dowiedziałam się, że wydała książkę, zastrzygłam uszami. Książka. Jednej z ulubionych blogerek. Cudownie. Jak już pisałam wcześniej- kupuję.
W paczce znalazłam książkę i jak widać na załączonym obrazku, również zeszyt ćwiczeń. Ucieszyłam się na widok rozmiarów książki. Gruba. Troszkę mniejsza niż standardowa, pięknie wydana. Kolorystyka bardzo w stylu bloga, estetyka również. No i oczywiście, ten zapach. Ktoś, kto wymyśli perfumy o zapachu świeżo wydrukowanej książki będzie bardzo bogatym człowiekiem. 
Pierwszy zgrzyt nastąpił tuż po otwarciu. Książka nie jest gruba, ona tylko ma sprawiać takie wrażenie. Wielkość czcionki jak w podręczniku dla szkół podstawowych dla klas 1-3. Rozbudowane na klika stron, wypunktowane przykłady. Rozbite na całą stronę trzy akapity. Ogromne marginesy. Dodając, wcześniej wspomnianą, mniejszą niż standardowa wielkość mamy wrażenie, że obcujemy z prawdziwą jeśli nie cegłą to na pewno cegiełką. Niestety, jest to tylko wrażenie.
Zgrzyt był mały, maleńki. Przecież skoro blog taki świetny to i książka świetną być musi, czyż nie? Otóż nie.
Przyznam od razu- zapewnienia autorki, że nie powtarza w książce treści z bloga można odłożyć... na półkę. Książka składa się z kilku (naprawdę, nie więcej) notek na bloga, polanych duuuużą ilością wody. Wiecie, takiej wody w stylu "to samo zdanie przez cały akapit pisane kilka razy z użyciem trochę innych słów". Myślę, że gdyby policzyć ilość znaków, dowiedzielibyśmy się ile było ich w umowie na napisanie książki.
Było to bardzo nużące, słowa umykały, ba, znikały z głowy całe akapity, do których wracałam, żeby przypomnieć sobie o czym przed chwilą czytałam. Mimo tego nie dało się nie zauważyć, że autorka sama sobie w wielu miejscach przeczy.
Ubieraj się dla siebie, Ty jesteś odpowiedzialna za swój styl, możesz wszystko... ale patrz jak widzą Cię inni i co sądzą na Twój temat. Jaki komunikat nadajesz. Jaką historię piszesz. Ubierając się dla siebie, bo Ty jesteś autorką... no, nieważne. Jakoś tak, sama najlepiej wykombinuj.
Pamiętaj, styl rockowy to nie tylko skórzana ramoneska, styl romantyczny to nie tylko kwiatki... kilka rozdziałów później w opisie przykładowych inspiracji jako przykład podany jest ww. rockowy styl i opis dziewczyny zaczynający się słowami "masz dużo skórzanych ramonesek.". Nosz kurcze. Problematyczna ta część garderoby ździebko, jak na zwykłą kurtkę.
I przykłady. Duuużo przykładów. Przykłady ciągnące się przez dwie, trzy, cztery strony, chociaż wystarczyłyby dwa podpunkty, aby w pełni zrozumieć przekazywany komunikat. 
Nie zrozumcie mnie źle, na blogu to naprawdę gra. Jest spójne, gdyż notki są na tyle rozbudowane i osadzone w jakimś kontekście, że rozumiesz "co autor miał na myśli". Te liczne, męczące w książce podpunkty najczęściej zestawione są z dużą ilością bardzo atrakcyjnych zdjęć i kolaży. W książce natomiast te notki są bardzo spłycone, polane dużą ilością słownego zapychacza a wizualnej strony prawie nie ma (kilka ładnych grafik) w związku z tym czytasz oderwane od siebie strzępki porad bez większego ładu i składu.
Maria radzi na początku, aby przeczytać książkę dwa razy. Raz jako całość, tak, aby ogarnąć zamysł książki, drugi raz zatrzymując się przy każdym zadaniu i wykonując je, w drodze do własnego stylu. Dla mnie ten pierwszy raz jest wystarczający.

Nie wiem po co powstała ta książka. Chęć zobaczenia własnego nazwiska na okładce? Kto by nie chciał. Pieniądze? Całkiem możliwe. Blog prowadzony jest bardzo profesjonalnie, treści udostępnione zupełnie za darmo. Nie dziwi mnie, że autorka chciała mieć korzyść z ogromu pracy jaki wykonuje. Jednakże, jest przecież tyle innych, stawiających w lepszym świetle sposobów zarobku na blogu (nie, ja nie z tych co uważają, że bloger musi żywić się światłem słonecznym by  było autentycznie).
Nie wiem dla kogo. Nawet jak jesteś nastolatką, taką wczesną nastolatką szukającą pomysłu na siebie, to rady w niej udzielone będą dla Ciebie banałem. Stałe czytelniczki natomiast przyzwyczajone są do lepszej jakościowo treści i rady zawarte w książce mają w małym palcu.
Nie wiem. I trochę mi przykro.


Na koniec smaczek z załączonego do publikacji zeszytu ćwiczeń. Jakiego koloru jest czarny golf? ;)










Komentarze